Jakoś straciłam ostatnio chęć na przetwarzanie w myślach, zdjęciach czy obrazach otaczającej mnie rzeczywistości. Zauważam i to mi wystarcza. Czasem utrwalę coś na zdjęciu, ale to zostaje zaszperane na bezdusznym dysku, wśród wielu innych zapomnianych obrazów. Po czasie do niego wracam, może nawet uznam, że niezłe i znów je zagrzebuję spowrotem. Cztery sciany i krótkie dni przyduszają moją kreatywność, wystarcza jej tylko na wymyślanie zajęcia chorym dzieciom (a i nie zawsze). Myśli szybko uciekają, tak szybko, że nawet nie zdążam ich zapisać, może nawet już trochę sie poddałam. I choć jeszcze nie Nowy Rok postanawiam mimo wszystko trochę podrążyć. Taa, co ja to chciałam napisać...
Z oklepanego nieco juz hitu Grechuty, o jakże życiowej treści "Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy", pewne słowa wiercą mi ostatnio dziurę w głowie,mianowicie : "Wytłumaczyć umiał sobie wtedy właśnie, że..". Mniemam, iż o zdolnosciach adaptacyjnych jednostki w danej sytuacji decyduje właśnie wyżej wymieniona umiejętność. Ale o tym może już innym razem...
Liatopadowe niebo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz