Wstajemy wcześnie rano. Dziwne, nie zaspałam. Czynności poranne przechodzą całkiem sprawnie. Niestety za oknem pada. W umiarkowanie dobrym nastroju opuszczamy dom, by zdążyć na 8-smą do przedszkola. Pada i pada. Szybkie zakupy i wracam obładowana siatkami do domu. Bez entuzjazmu patrzę zza szyby tramwaju na świat i widzę.... różową chmurę. Różowa chmura = nadzieja na słoneczny dzień. Chmura jednak dziwnie szybko przesuwa się wraz z krajobrazem. Po chwili obserwacji stwierdzam, że to tylko różowawa szybka w tramwaju, za oknem nic się nie zmieniło. Można by powiedzieć negatyw, ale...
Wracam wieczorem. Znów tramwaj. Zachwycona zauważam, że Słońce zachodzi nad Bronowicami. Troszke zależne to od skrętu tramwaju, ale jednak pocieszne jest, że mieszka się w dzielnicy, nad którą właśnie pąsowi sie senne Słońce.
Wysiadając podziwiam piękny obraz - piękny zachód Słońca, idealna perspektywa z trakcji, zieleń trawy i różowe szyny tramwajowe. Jest pięknie...
P.S. Podziękowania i ukłony dla mamy Kury za pozytywne przedpołudnie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz